Marcin lat: 18
Komputer z DVD i pełnym osprzętem
Pierwsze spotkanie: 20.06.2006
Spełnienie marzenia: 02.09.2006
Komputer z DVD i pełnym osprzętem
Sobota, 2 wrzesnia, była dniem spełnienia marzenia Marcina. Pojechałysmy do jego rodzinnego domu, wiozac ze soba wielkie, zielone pudła, a w nich wymarzony komputer wraz z akcesoriami. Urzadzenie wielofunkcyjne, zestaw pięciu głosników i filmy DVD, były dopełnieniem, tak marzenia jak i przestrzeni w bagażniku samochodu. Na miejscu, przed domem, przywitała nas najbliższa rodzina Marcina: Rodzice, ciocia, siostra. Wszyscy zadziwieni, że tak dużo tych paczek... Marcin czekał w domu, siedział w fotelu, w cierpliwym oczekiwaniu. Usmiechnięty, jeszcze nie ogarniał wzrokiem wszystkiego, czym zastawilismy powierzchnię podłogi małego pokoju. Jego radosć wzrastała, na twarzy malował się usmiech, w oczach ciekawosć... Rozpoczał powoli rozpakowywanie otrzymanych prezentów. Pracował dzielnie jedna sprawna ręka, a Ela, siostra Marcina, Agnieszka i ja, pomagałysmy mu z ochota.
To były takie chwile, kiedy wokół nas dzieje się dużo i szybko, kiedy wokół nas sa najbliżsi, a każdy ma dla nas ciepłe słowo, życzliwosć, radosne komentarze, kiedy wszyscy się smieja, żartuja, kiedy bycie razem jest swiętem, a nade wszystko, kiedy jest powód tego swięta. To były chwile, które ogarniały Marcina swoja magia. Spełniało się jego marzenie... W jego życiu i domu pojawiło się cos, czego do tej pory nie było. A poza przedmiotami, na które czekał, zawitała atmosfera radosci, planowania jutra, oczekiwania, aż wszystko zostanie podłaczone a każdy następny dzień będzie zawierał beztroskie chwile, spędzone przy wymarzonym komputerze. Sa to najmilsze chwile również dla nas, kiedy możemy być swiadkami i współuczestnikami radosci naszych Marzycieli.
Kiedy zawartosć paczek przestała już być tajemnica, zasiedlismy do wspólnego, pysznego obiadu. Serdeczna, rodzinna atmosfera, rozmowy, żarty, smiejacy się Marcin - wszystko tworzyło oprawę owego pięknego dnia. Największa radosć sprawiał jednak sam Marcin, który tego dnia pożegnał na długie godziny swoje, do niedawna ulubione, łóżko i siedzac z nami przy stole, uczestniczył w rozmowach, żartował i powoli, ale coraz smielej, wracał do swiata czynnych ludzi.
Po obiedzie - spacer, króciutki, żeby obejrzeć nowy, dopiero budujacy się dom. Marcin towarzyszył nam, wsparty na ramieniu Mamy. Cieszyłysmy się razem z nim, na mysl o jego własnym pokoju w nowym domu. Pokój będzie imponujaco duży. Wyobraziłam sobie, jak zadziałaja w nim przywiezione przez nas głosniki...
Przed domem jeszcze rozmowy o nadziejach i oczekiwaniach, jakie mieszkaja w sercach całej Rodziny, o zdrowiu Marcina, o jego rehabilitacji i powrocie do fizycznej sprawnosci, o tym, żeby przed końcem roku zamieszkać w nowych, lepszych warunkach, żeby zdażyć i przygotować do zamieszkania choć parter nowego domu... Z całego serca życzymy wszystkim, żeby się udało, i żeby kolejne marzenia się spełniały.
Jeszcze kilka zdjęć na pamiatkę tego dnia i już czas się żegnać. Rodzina naszego Marzyciela zaskoczyła nas wielka niespodzianka. Dostałysmy kwiaty i pokaznych rozmiarów tort, wręczony w imieniu Marcina. Twórczynia tego pysznego krażka była cioteczna siostra Marcina, Małgosia. Dzisiaj, po degustacji, mogę wraz z podziękowaniami pogratulować kulinarnych zdolnosci. Tort był... palce lizać!
Wracałysmy do Warszawy radosne radoscia Marcina, majac w pamięci jego piękny usmiech, serdecznosć jego Rodziny i wspólnie spędzony czas. A Agnieszka trzymała w ramionach wielki tort...
Pierwsze spotkanie
Marcina poznałam znacznie wcześniej, zanim miało miejsce nasze oficjalne spotkanie. Gdy widziałam go pierwszy raz, stan zdrowia po operacji guza mózgu, nie pozwalał mu nawet wstać z łóżka. Marcin zaczynał naukę władania rękami, mówienia, a o próbie chodzenia dopiero myślał.
Kiedy odwiedziłyśmy go z Matyldą na oddziale onkologii, mogłyśmy już z nim swobodnie rozmawiać. Jest pogodnym siedemnastolatkiem, często uśmiechniętym i chętnie udzielającym odpowiedzi na nasze dociekliwe pytania.
Patrzy na świat raz jednym, raz drugim oczkiem, bo w przeciwnym razie wszystko widzi podwójnie. Powoli odzyskuje sprawność ciała. Zaczyna chodzić, co prawda z dużą pomocą Mamy, ale za to każdego dnia więcej i lepiej.
W szpitalu spędza długi czas. Aktualnie, każdego dnia jeździ na naświetlania, ale w sobotę i niedzielę może odwiedzać, oddalony o 100 km, rodzinny dom.
Z rozmowy z Marcinem wynika, że podzielił on swoje życie na to "sprzed choroby" i na teraźniejsze. Nie mówi wiele, albo wręcz wcale o tym jak wyobraża sobie swoją przyszłość, kiedy choroba da za wygraną. Przestał się spotykać i, w jakikolwiek inny sposób, kontaktować z kolegami, z którymi kiedyś stanowił zgraną paczkę przyjaciół. Kiedyś chętnie też bywał w dyskotekach, kiedyś towarzyski i lubiany młody człowiek...
Jak wielu innym dzieciom, dotkniętym podobną chorobą, tak i Marcinowi przyznano nauczanie indywidualne. W ubiegłym roku rozpoczął drugi rok nauki w technikum rolniczym, w klasie o profilu mechanizacja rolnictwa. Indywidualnym nauczaniem w domu, nie można było jednak objąć przedmiotów zawodowych i tym sposobem Marcin stracił rok szkolny. Teraz zmuszony jest przenieść się do liceum, ponieważ taki tryb nauki będzie jeszcze trwał.
Z wywiadu przeprowadzonego z Mamą Marcina wynikało, że interesuje się on światem podwodnym i wszystkim co się w tym świecie zawiera. Jako prezent na dzień dobry, dostał od nas album o podwodnej krainie rybek z naszych (rodzimych) wód. Przyjął go ze smutnym uśmiechem. Kiedyś wybierze się na ryby, a tymczasem poczyta o nich i poogląda ciekawe fotografie...
Długo rozmawialiśmy o zasadach naszej fundacji i o tym, jak różne mogą być marzenia. Zauważyłam mały niepokój Marcina na wieść o tym, że zechcemy poznać jego, co najmniej trzy, marzenia. Czyżby miał ich tak mało? Okazało się, że nie. Powiedział nam, że marzy o komputerze (z nagrywarką DVD!) i o drukarce, tudzież skanerze i kserokopiarce. Drugim marzeniem Marcina było kino domowe. Trzecim laptop. Wtedy był prawie pewien, że taką kolejność chce podać, więc dałyśmy mu trochę czasu na snucie marzeń i przemyślenie tego najważniejszego.
Po dwóch dniach odwiedziłam Marcina, żeby kontynuować naszą rozmowę. Zachował się jak dobry uczeń, który odrobił lekcje. Miały być trzy, prawda?- zapytał i ...wyrecytował jednym tchem: na pierwszym miejscu komputer, potem kino domowe, potem kamera cyfrowa. Powiedziałam raz jeszcze, że możemy spełnić tylko jedno jego marzenie. Dobrze - odparł, to KOMPUTER.
Nie był w najmniejszym stopniu zainteresowany wyjazdem, gdzieś w ciekawe miejsce, lub spotkaniem idola, którego nawet nie ma.
Już w czasie pierwszej rozmowy z nim wiedziałam, że jest bardzo zamknięty w sobie ze swoimi problemami. I chociaż rozmawiał ze mną na różne tematy, nie przeszkadzało mu to, ponieważ ja poznałam go w czasie choroby i takim go widziałam po raz pierwszy. Ale nie jego koledzy. Oni pamiętają wesołego, zdrowego 17-latka, a teraz zderzyliby się z rzeczywistością dosyć trudną. Zbyt trudną dla samego Marcina. Czy dla nich też? Być może nie przekonają się o tym, ponieważ Marcin stworzył wysoki mur między sobą a paczką kolegów "sprzed choroby" . Na moje pytanie, czy ich zaprosi do domu, czy spotka się z nimi, odpowiada niechętnie - a po co?
I to jest problem Marcina numer dwa. Pierwszym jest oczywiście pokonać chorobę i wrócić do normalnego życia. Wtedy ten drugi sam zniknie, ale póki co, równolegle trwa.
Marcin jest samotny w swoim świecie nastolatka. I chociaż w domu ma towarzystwo troskliwych rodziców i siostry (młodszej), to jednak nie zastąpią mu oni rówieśników, nie dostarczą wrażeń, jakie niosą ze sobą kontakty towarzyskie z młodymi ludźmi. A komputer mógłby mu to umożliwić. Za pośrednictwem internetu, nie wychodząc z domu, miałby namiastkę takich spotkań. A i rozrywki byłoby trochę więcej - filmy, gry... Marcin nie ukrywa wcale, że nie tylko do nauki przydałby mu się taki sprzęt, ale generalnie do życia, ciekawszego niż to, które wiedzie teraz.
Rozmowa z Marcinem uświadomiła mi, że taki stan rzeczy może utrzymać się długo - ten brak akceptacji siebie w chorobie, brak akceptacji własnej słabości i wyglądu. A zatem, zanosi się na to, że samotność Marcina również utrzyma się długo. To on sam bowiem musi dojrzeć do zmian i życzę mu z całego serca, żeby dojrzewał szybko i skutecznie. A tymczasem, zgadzam się z nim i rozumiem, że komputer, z całym zestawem, byłby dla niego powodem do radości, a korzystanie z niego, sposobem na zorganizowanie sobie wolnego czasu, którego przecież ma tak wiele...
Reasumując : komputer stacjonarny, koniecznie (jak podkreślał Marzyciel) z nagrywarką DVD, płaski monitor i jeszcze owo "trzy w jednym", czyli drukarka, skaner i kserokopiarka - tak właśnie nazywa się marzenie Marcina.
Poczekalnia
WarszawaSpełnione marzenia 2013
WszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyćSpełnione marzenia 2012
WszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyćSpełnione marzenia 2011
WszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyćSpełnione marzenia 2010
WszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyćSpełnione marzenia 2009
WszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyćSpełnione marzenia 2008
WszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyćSpełnione marzenia 2007
WszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyćSpełnione marzenia 2006
WszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyćSpełnione marzenia 2005
WszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyćSpełnione marzenia 2004
WszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyćSpełnione marzenia 0
WszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyćByli z nami
WarszawaAktualności » Warszawa
Bal Radiowca
Dzięki uprzejmości organizatorów Balu Radiowca, mieliśmy przyjemność uczestniczenia w tym niezwykłym wydarzeniu.
[+] czytaj więcej...