Natalka lat: 6

Spotkanie z konikiem

Pierwsze spotkanie: 15.07.2007

Spełnienie marzenia: 12.08.2006

Poleć:

wykop.pl dodaj do Facebook dodaj do Twitter dodaj do Blip dodaj do NK
2012-09-28

Spełnienie marzenia

Data spotkania: 12.08.2006 (Mortęgi)

Wolontariusze: Mada, Marta Z.

Sobota

Nie straszny nam deszcz, nie straszny nam wiatr - my z dzielną Natalką wyruszamy w świat... To chyba najwłaściwszy początek naszej opowieści, ponieważ od rana lało jak z cebra, a prognoza pogody na niedzielę nie brzmiała zbyt optymistycznie. Cóż - w przyrodzie musi być równowaga, a ilość optymizmu zapakowana do naszego samochodu była naprawdę potężna :) Trudno się dziwić - w końcu jechaliśmy spełnić marzenie Natalki o spotkaniu z konikami... Naszym celem był piękny Pałac w Mortęgach, którego właścicielami są Państwo Wiesława i Marek Niedźwieccy - nasi wspaniali sponsorzy. Hmm... w zasadzie Pałac był dodatkową atrakcją, ponieważ gwoździem programu było spotkanie ze zwierzątkami zamieszkującymi stajnie oraz ich mniejszymi kolegami i koleżankami mieszkającymi po sąsiedzku ;P

Chwilę po ruszeniu z miejsca okazało się, że w bagażniku mamy pasażera na gapę, który koniecznie chciał towarzyszyć Natalce i nie mógł się już doczekać spotkania z nią. Pluszowy dalmatyńczyk otrzymał imię Maks, dostał najlepszą miejscówkę (na kolanach naszej marzycielki) i mogliśmy jechać dalej. Kiedy dołączyły do niego koniki ukryte w plecaczku Natalki zaczęła się zabawa na całego! Wesołe zwierzaki rozmawiały, tańczyły, śpiewały i bawiły się ze sobą ku uciesze nas wszystkich. Natalka okazała się być panią bardzo mądrą i sprawiedliwą, więc gdy Maks narozrabiał, to wylądował w więzieniu (u jej stóp) i tylko dzięki jej dobremu sercu nie spędził tam całego dnia, a jedynie parę minut. W międzyczasie podziwialiśmy widoki za oknem. Dorośli - pola, łąki, niebo, aleje drzew, a Natalka zdecydowanie koniki, które pojawiały się na naszym horyzoncie niczym drogowskazy mówiące "jedziecie w dobrym kierunku". I jechaliśmy :) Wszyscy czuliśmy przez skórę, że najbliższa doba będzie obfitować w chwile tak radosne i tak wyjątkowe, że trudno je będzie zapomnieć. I nie pomyliliśmy się.

Pałac w Mortęgach okazał się miejscem na wskroś magicznym i wprost idealnym do spełnienia marzenia Natalki. Rodzina państwa Niedźwieckich ma w sobie iście uzdrawiające ciepło, którym otuliła nas bardzo skutecznie, czego efekty można było zauważyć prawie natychmiast. Nic więc dziwnego, że dopisywało nam wszystko - i apetyty, i poczucie humoru i zdrowie (Natalce nie zaszkodziły nawet dwie dokładki kapustki na kolację, chociaż obawiałyśmy się, że odchoruje ten wyczyn po swoich ostatnich problemach z trawieniem).
I kiedy myśleliśmy, że nic już nie przebije zaserwowanych nam pyszności... pojawił się Pimpuś i tort. Żółty i baaardzo przytulaśny Pimpuś (w różowym sweterku z dwoma guziczkami z tyłu) wyskoczył z kolorowej torby trzymanej przez pana Marka i od razu wpadł w ręce Natalki. Oboje sobie przypadli do gustu tak bardzo, że nie chcieli się ze sobą rozstawać aż do późnej nocy, a Maks bez zmrużenia oka zaakceptował tę przyjaźń.

Co zaś się tyczy tortu... w tym miejscu powinnam zaśpiewać "aaaaach co to był za toooooooort". Drugiego takiego ze świecą by szukać! Miał wypisaną dedykację "Dla Natalki", był super-hiper-pysznościowy, przetykany świeżutkimi malinami zbieranymi za domem i był pełen zwierząt! Na środku leżała wdzięczna kaczuszka, na obrzeżach zaś rozgościł się piesek i kilka biedronek, które jak wiadomo przynoszą szczęście, a każde z nich ręcznej roboty, gotowe do schrupania. Jednym słowem RE-WE-LA-CJA!

Po tej wyjątkowej kolacji nadeszła pora na kolejną niespodziankę wieczoru zamkniętą w pudełku owiniętym zielonym papierem i przewiązanym białą wstążką. Natalka bez trudu poradziła sobie z opakowaniem (dzięki pomocy Maksa i Pimpusia) i oczom nas wszystkich ukazała się kaseta video z bajką "Mustang z Dzikiej Doliny". Jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki na hollu pojawił się magnetowid, który został natychmiast podpięty do telewizora i mogliśmy przystąpić do oglądania. Niestety - wygodna kanapa, długa podróż, późna godzina i popołudnie pełne emocji wygrały z Natalkową chęcią obejrzenia bajki i o 23:00 (nieźle, co?!) nasza marzycielka zarządziła przerwę na sen, tak więc wszyscy grzecznie udaliśmy się do łóżek.

Niedziela

W niedzielę rano Natalka wstała pełna werwy (phi - kto by tam odsypiał zarwaną noc ;P), zjadła śniadanie (równie pyszne, co sobotnia kolacja), a na wieść o tym, że "konik już czeka" zapomniała o całym świecie. Rzeczywiście przed Pałacem stała bryczka, która zabrała naszą marzycielkę wraz z mamusią na przejażdżkę po okolicy. Przejażdżka byłaby o wiele dłuższa, gdyby nie deszcz, który jak na złość postanowił się rozpadać i zmusił dziewczyny do rychłego powrotu oraz uzbrojenia Natalki w płaszczyk przeciwdeszczowy i parasol.

Prawdę powiedziawszy nie było nawet kiedy żałować tej "zmiany planów", ponieważ dzięki temu zostaliśmy świadkami spędzania koni z padoku. Stałyśmy przy samej bramie, przy której zatrzymywały się biegnące konie i podziwiałyśmy ich piękno z otwartymi ustami. Natalka co chwilę wyciągała rączkę wołając do któregoś z nich "Chodź do mnie", ale zaaferowanie konie zdawały się jej nie słyszeć. Myślicie, że to ją zniechęciło? ABSOLUTNIE NIE! Odczekała tylko, aż konie wylądują w swoich boksach (w międzyczasie nagradzając kostkami cukru czworonożnego "przewoźnika bryczkowego") i natychmiast znalazła się w stajni, po to, by pogłaskać i podkarmić każdy wychylający się łeb. Chyba nie muszę pisać, że na brak chętnych nie mogła narzekać!

W międzyczasie deszcz zrobił sobie przerwę, z której skwapliwie skorzystaliśmy i zaczęły się przygotowania do najważniejszego momentu całego pobytu: jazdy na koniku. Wybrańcem okazał się być Kaper, koń równie piękny, co łagodny, któremu - zdaniem opiekunki Kasi - bezpiecznie można było powierzyć nasz największy (chociaż najmniejszy) skarb. Żebyście widzieli ich spotkanie! Najpierw Natalka mu się przyjrzała, później grzecznie przedstawiła, poczęstowała kosteczką cukru, a na koniec zaczęła dzielnie szczotkować, a wszystko pod czujnym okiem Kasi. To był naprawdę piękny widok!

Piękniejszy mógł być już tylko obrazek wszystkich podczas jazdy: Oli łagodnie prowadzącej Kapera, Kasi troskliwie ubezpieczającej naszą Marzycielkę i szczęśliwej Natalki, która zdawała się nagle mieć niewyczerpowywalne akumulatorki zamiast serduszka. Nawet nie zliczę, ile okrążeń zrobiły dziewczyny, ale było ich tyle, że od samego patrzenia my - obserwatorzy czuliśmy się zmęczeni - oczywiście w przeciwieństwie do Natalki, która podpytywana przez nas, nie czuła ani wiatru, ani chłodu ani odrobiny zmęczenia. Pragnąc jak najdłużej nie schodzić ze swojego wymarzonego tronu z radością wykonywała wszystkie polecenia Kasi, które okazały się być świetną zabawą i wspaniałą gimnastyką w jednym.
Na potwierdzenie swojej doskonałej kondycji Natalka raz po raz machała do nas radośnie rączkami i promiennie się uśśmiechała. Widocznie tego uśmiechu pozazdrościły nam chmury i na znak protestu polały nas deszczem oznaczającym koniec przejażdżki. Przejażdżki - tak, ale nie atrakcji, które jeszcze czekały naszą marzycielkę :)

W tym miejscu na scenę wkroczyła radosna suczka owczarka niemieckiego, po niej rozbrykany Ciapek, który co chwilę doprowadzał Natalkę do śmiechu biegając za rzucanym mu kamyczkiem, potem były dwa wesołe koziołki i jedna biała kózka, rozkoszny czarno-biały kotek-przytulasiek, krówka, która nie chciała nam pokazać języka, świnki wietnamskie, króliki z wielkimi uszami, mała kurka, bażanty i gołębie różnej rasy. Nie wiem czy wymieniłam wszystkich mieszkańców przedstawianych nam przez Olę i jej Tatę, ale było ich tylu, że naprawdę trudno spamiętać. I proszę! Wiedziałam! Zapomniałam o jaskółkach w gniazdku, do których co chwilę podlatywała ptasia-mamusia z pokarmem!

Po takim spacerze pozostało nam już tylko jedno: zjeść obiad i zacząć przygotowania do powrotu, na który NIKT z nas nie miał najmniejszej ochoty. Niestety - obowiązki wzywały nieubłaganie. Zanim jednak przystąpiliśmy do tej smutnej powinności, postanowiliśmy uszczknąć z tego dnia jeszcze trochę przyjemności. Przy kubeczkach kawy, herbaty, napoju malinowego i drożdżowego ciasta własnej roboty dokończyliśmy oglądanie przerwanej dzień wcześniej bajki, a Natalka znalazła jeszcze czas na kolorowanie obrazków ze swoją nową koleżanką Dominiką.

Dopiero przy obiedzie mieliśmy okazję się przekonać jak mocno Natalkę mobilizowała myśl o spełnieniu marzenia i radość z tego, co ją jeszcze czekało, ponieważ wraz z każdą łyżką rosołu jej główka stawała się coraz cięższa, a po dwóch kęsach ziemniaczków z kotlecikiem wprost opierała się czołem o talerzyk. Natalka zaczęła odczuwać zmęczenie... Oczywiście wystarczyło, że na horyzoncie pojawiła się kilkuletnia towarzyszka skora do zabawy, żeby siły wróciły, a obie dziewczynki wylądowały wśród koników, ale czegóż innego się spodziewać po marzycielce stojącej twarzą w twarz ze swoim marzeniem!

Tak oto nasz wyjazd dobiegał końca. Jeszcze tylko uroczyste wręczenie dyplomów, pamiątkowe zdjęcie, Natalkowe kanapki i soczek na drogę i... (po)wóz zajechał.

Myślę, że Mortęgi pozostaną na zawsze w sercach każdego z nas i to nie tylko jako miejsce, w którym Natalka spędziła swój wymarzony dzień i gdzie jest się goszczonym po królewsku, a każdy posiłek jest rajem dla podniebienia, ale głównie dlatego, że mieszkańcy tej posiadłości są ludźmi jak marzenie.

Pani Wiesiu, panie Marku, Agnieszko, Kasiu, Olu, Małgosiu i Maćku - dziękujemy Wam bardzo za to wszystko, czym nas tak hojnie obdarowaliście, a zwłaszcza za to, czego nie da się kupić za żadne pieniądze! To Wy sprawiacie, że to miejsce promieniuje samą pozytywną energią, a akumulatory same się doładowują. Wy - Wasza wzajemna miłość, którą można by ogrzać dziesiątki rodzin, Wasz optymizm, Wasze poczucie humoru, Wasza życzliwość, Wasze ciepłe uśmiechy ilekroć przechodziliście obok i wielkie, wprost przeogromne serce otwarte dla każdej chorującej duszyczki.
DZIĘKUJEMY!

I to nie tylko w imieniu Natalki, bo każde z nas wracało od Was bogatsze o coś, co z samej głębi wywoływało uśmiech na twarzy.
Jesteście NIESAMOWICI!!!

PAŁAC W MORTĘGACH www.mortegi.pl

Dziękujemy Gosi Chmielewskiej za jej cegiełkę daną prosto z serca, przeznaczoną na pokrycie kosztów przejazdu Natalki i naszemu kierowcy - Miśkowi, który nas bezpiecznie dowiózł, odwiózł, i w razie potrzeby służył silnym męskim ramieniem oraz finansowym wsparciem kosztów paliwa.

Mieliśmy WIELKIE szczęście, że każde z Was stanęło na naszej drodze :)

Spełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam MarzenieSpełnienie marzenia Fundacja Mam Marzenie
2012-09-28

Pierwsze spotkanie

Data spotkania: 15.07.2007 (Białystok)

Wolontariusze: Agnieszka, Mada, Ula, Sylwia

Piątek. Za oknem około plus 30 stopni, a w naszych serduchach o wiele więcej na myśl o tym, że lada moment poznamy naszą marzycielkę Natalkę. "Co nam powie? Czy uda się nam poznać jej marzenie? A JE SPEŁNIĆ???" ? te pytania zadaje sobie chyba każdy wolontariusz, marząc o samych pozytywnych odpowiedziach :) 30 czerwca 2006 r. i ja dołączyłam do grona wybrańców, którzy jako pierwsi poznają marzyciela i mają szansę usłyszeć jego odpowiedzi. Coż to było za popołudnie!!!

7-letnia Natalka powitała nas przeuroczym uśmiechem, wtulona w ramiona mamy, ale z każdą minutą stawała się coraz bardziej "nasza" (nie ukrywam, że książki o koniach i psach podarowane jako lodołamacze okazały się doskonałym wstępem do dalszego wywiadu). Wystarczyło paręnaście minut, byśmy się zapoznały z jej zabawkami oraz dowiedziały się, że jej ulubioną bajką jest "101 Dalmatyńczyków", że chciałaby być lekarką albo sklepową, że najbardziej lubi jeść kanapki z pasztecikiem albo szyneczką i ... uwaga!... że sama umie je robić (tylko masełkiem ich jeszcze nie umie smarować).

Nasza marzycielka okazała się być magiczną istotką, której subtelności i kruchości mogłaby pozazdrościć sama Calineczka, a uporządkowania i samodzielności niejeden żołnierz. Tak oto w domowym hospicjum przyszło nam spotkać super-dzielną dziewczynkę o zaczarowanych oczach i uśmiechu zarażającym skuteczniej niż jakikolwiek wirus ;P Prawdę powiedziawszy - właśnie oczy i uśmiech okazały się być prawdziwym zwierciadłem jej duszyczki, dzięki któremu wypatrzyłyśmy trochę zakamuflowane marzenie Natalki. Bo wiecie... na pierwszy rzut oka (a raczej ucha)... to Natalka marzyła o komputerze. To było coś, co wymieniła najszybciej i z największym zdecydowaniem, kiedy przyszło jej dokończyć zdanie "Chciałabym mieć..." Ale tak jak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak wszystkie pozostałe pytania (nawet te zadawane nie do końca wprost) prowadziły w jednym, konkretnym kierunku i bynajmniej nie do żadnego martwego przedmiotu!

Magicznym słowem - kluczem (jedynym, które wywoływało na twarzy Natalki najpiękniejszy uśmiech, a w jej oczach iskierki prawdziwego rozmarzenia) okazał się... KONIK :) Dzień, w którym przez chwilę siedziała na koniku okazał się być tym jedynym, w którym czuła się tak cudownie, że aż nie chciała wracać do domu; Chciałaby zobaczyć.... konika; chciałaby spotkać... konika; jej wymarzona doba zaczęłaby się od wyjazdu do hotelu, wyspania się i ... spotkania z konikiem, którego by najchętniej karmiła, głaskała, a później jechała na nim po polach i łąkach. A na pytanie "Co byś mu powiedziała po całym dniu, na pożegnanie?" odpowiedziała bez chwili zastanowienia: "Żeby przyszedł do mnie jutro..." A to wszystko to tylko czubek góry lodowej w porównaniu z wyrazem jej twarzy ilekroć wymawiała słowo "Konik"! Patrząc w tych momentach na buźkę Natalki, miało się wrażenie, że wszystkie promienie słońca padają tylko na nią i unoszą ją gdzieś ponad chmury. Czy można powiedzieć więcej? Język potrafi płatać figle, ale dusza - nie, a duszyczka Natalki zdawała się przytulać do wielkiego, czterokopytnego przyjaciela z piękną grzywą.

Musiałyśmy się jednak upewnić, czy aby na pewno dobrze odgadujemy, dlatego też postanowiłyśmy spotkać się z Natalką po raz drugi po jej pobycie w szpitalu. Nie mogły nam towarzyszyć Asia i Ula, ale za to była z nami pełna ciepła Sylwia :) I w takim składzie 15 lipca zawitałyśmy u niej jeszcze raz. Dzięki temu miałyśmy okazję się przekonać, że Natalka jest prawdziwą wielbicielką wielu żywych istot - koników, piesków, baranków i motylków, ale nawet w tej grupie KONIK wciąż jest faworytem.
Skoro wątpliwości zostały rozwiane - czas przejść do dzieła! Wielkim Szczęściarzem będzie ten, kto odpowie "TAK" na ostatnie pytanie, na które jeszcze nie znamy odpowiedzi, budząc tym samym słońce w oczach Natalki i niebo w jej uśmiechu...

Pierwsze spotkanie Fundacja Mam MarzeniePierwsze spotkanie Fundacja Mam MarzeniePierwsze spotkanie Fundacja Mam MarzeniePierwsze spotkanie Fundacja Mam MarzeniePierwsze spotkanie Fundacja Mam MarzeniePierwsze spotkanie Fundacja Mam MarzeniePierwsze spotkanie Fundacja Mam Marzenie

Poczekalnia

Białystok

Spełnione marzenia 2013

Wszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyć

Spełnione marzenia 2012

Wszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyć

Spełnione marzenia 2011

Wszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyć

Spełnione marzenia 2010

Wszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyć

Spełnione marzenia 2009

Wszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyć

Spełnione marzenia 2008

Wszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyć

Spełnione marzenia 2007

Wszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyć

Spełnione marzenia 2006

Wszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyć

Spełnione marzenia 0

Wszystkiedostaćbyćspotkaćzobaczyć

Byli z nami

Białystok

Aktualności » Białystok

Pierwsze urodziny Opery i Filharmonii Podlaskiej

W dniach 28-29.09.2013r. Opera i Filharmonia Podlaska świętowała swoje pierwsze urodziny. Dla wszystkich, którzy przybyli na Odeską 1 czekało wiele rodzinnych atrakcji.

[+] czytaj więcej...

Wolontariat » Białystok

Ruch spełniania marzeń powstał dzięki ludziom z całej Polski, których połączyła idea bezinteresownej pomocy choremu dziecku i jego rodzinie. To na wolontariuszach opiera się cała struktura naszego ruchu i to oni są jego ambasadorami w swoim środowisku.Przyłącz się do nas!